• Sztuka gardzenia

    To będzie opowieść o mężczyźnie, który zmienił moje życie.

    Dokładniej o filozofii życiowej, którą mi przekazał. Piotrek nie jest moim kochankiem światła i księżyca. Szczerze nim gardzę, choć przynajmniej dwa razy mu się oświadczyłam. Spotkałam go ponad dwa lata temu. Pracował ze mną i podchodził do mojego biurka bardzo często, żeby mnie nękać. Dokuczał, przezywał, obrażał i nauczył dystansu do siebie. Nie jestem pewna w tym momencie, czy dziękować opatrzności, czy raczej ją przeklinać. Jest to człowiek, którego uwielbiam, ale co jakiś czas wizualizuję sobie jego śmierć i Hannibal Lecter przy tym jest bardzo delikatnym i czułym mordercą.

    Zawiodę Was, bo w Sztuce Gardzenia, którą propaguje Piotr wcale nie chodzi o rozgłaszanie, że ma się wszystko w dupie i udawanie, że jest OK. Krowa, która dużo muczy… Znacie to? Mówić sobie możecie, co nie znaczy, że będziecie TO czuć. Żeby mieć coś w dupie, musicie szczerze gardzić daną rzeczą/sytuacją/osobą. Mechanizm pogardy jest stosunkowo prosty i nieskomplikowany, ale nie mylcie jej z wywyższaniem się. Najlepiej od razu zacząć gardzić wszystkim i wszystkimi – jest łatwiej. Nie tracicie czasu na niepotrzebne rozmyślania, kim gardzić bardziej, a kim mniej. Bo gardzić możecie DOSŁOWNIE WSZYSTKIM: panią ze sklepiku, szefem, psem sąsiadów, dziećmi sąsiadów, rowerem sąsiadów, który tarasuje drogę (…), PISem, PO, tym, że leje, albo jest za gorąco. Tutaj nie ma granic! Wyjątkiem jest MAMA, mamą gardzić nie będziecie. Nie pytajcie dlaczego, po prostu tak będzie.