• O balerinkach dla Kopciuszka

    Uwielbiam prezenty, zwłaszcza takie nieoczekiwane. Dlaczego o tym piszę? Dostałam przepiękne buty! Czuję się w nich jak Kopciuszek. Gdybym mogła, zakładałabym na siebie wyłącznie te balerinki, nic więcej. Pomyślałam, że skoro ja mam w posiadaniu takie cuda, pokażę Wam, jak w prosty sposób stworzyć bardzo podobne.

    balerinki-koraliki-01

  • O tym, dlaczego Leonardo ZNOWU nie dostał Oscara

    Będąc kilka dni temu na zakupach, minęłam wystawę z fenomenalną reklamą zegarków, która natchnęła mnie do obejrzenia Aviatora. Daremnie zastanawiacie się SKĄD, JAK i DLACZEGO – objawień nie należy kwestionować. Ów film bardzo długo stacjonował na mojej liście MUST WATCH. Zamknął również zestawienie obejrzanych przeze mnie produkcji mistrzowskiego duetu DiCaprio&Scorsese. Cała ta dziwaczna radość wyparowała, kiedy przypomniałam sobie, że za rolę tytułowego lotnika, Leonardo został nominowany do Oscara. Oscara, którego do dziś nie zdobył! W tym, jak i zeszłym roku przeżywałam decyzje Akademii Filmowej. Razem z połową Internetu śmiałam się i płakałam. Agata utrzymuje, że Akademia, najzwyczajniej w świecie, go nie lubi. Postanowiłam to sprawdzić. Moje kompetencje based on nothing i wrodzony brak skromności pozwalają mi na przedstawienie wyników analizy. Dzisiejszy wpis będzie zatem odskocznią i konieczną przerwą, potrzebną na przygotowanie kolejnej „inspiracji”.

  • O (nie)zdrowej fascynacji

    Tym razem potraktuję bloga, jak kozetkę i odsłonię przed Wami na czyim punkcie mam bzika. Każdemu jakaś, nawet najmniejsza obsesja, bywa potrzebna, w przeciwnym razie jest cholernie nudno. Moją stał się JACKSON, którego można albo kochać, albo nienawidzić, ale trzeba mu przyznać, że za życia nieźle się spisał. Gdyby nie ON, nie wpadłabym w cekinowy nałóg, nie bawiłabym się w „przeróbki” (od koszulki z Majkelem wszystko się zaczęło), nie poznałabym grona fantastycznych osób, jednej w szczególności. Jednak to wszystko traci na znaczeniu, bo gdyby nie ON
    …nie byłoby TIMBERLAKE’A.

    Moja fascynacja zaczęła się w podstawówce i tak zostało do dziś. Powiecie mi teraz, że przecież nie żyje, że się wybielił i nos mu odpadł, ale czyż miłość nie jest ślepa? Obwieszałam nim ściany, wydawałam kieszonkowe na płyty, rok zbierałam pieniądze na bilety, na koncert w Londynie. Kiedy zmarł, płakałam przez tydzień. Obsesja, którą przejawiam na co dzień, nie ma nic wspólnego z jej kliniczną definicją, z czym nie do końca zgadza się moja mama. Efekty uboczne tejże są przedmiotem dzisiejszego wpisu. Na chwilę obecną ostudziłam swoje żądze i przestałam afiszować się z „majkelową miłością”, jednak coś tam we mnie zostało i chyba całkiem nigdy nie minie.

    Nie chcę Wam pokazywać kolekcji płyt, plakatów itd. To nie czas i miejsce na takie wybryki. Dziś zademonstruję Wam, do czego może zainspirować Wasza fascynacja. Koszulki i kubki to oklepany temat, ale co powiecie na krzesło?

    Początki były niewinnie. Namalowałam na starej koszulce motyw klawiszy z teledysku Beat It.
    W lumpeksie znalazłam cekinową narzutkę i mogłam zabłysnąć jak Majkel.

  • O tym, jak po swetrze przeszło stado słoni

    Przyjechałam kilka dni temu do Niemiec. Tutaj już wiosna w pełni, co tam wiosna, jest już lato! 18 stopni w cieniu obliguje mnie do porzucenia „zimowych klimatów”, dlatego dziś o moim ulubionym swetrze. Wierzcie lub nie, ale przyśnił mi się ponad rok temu. Widziałam go we śnie bardzo wyraźnie. Postanowiłam urzeczywistnić moją wizję. Problem polegał na tym, że wiecznie cierpię na brak swetrów, ogólnie rzecz biorąc, to ciuchów. Wtem pojawiła się moja mama z naręczem różnokolorowej bawełny, którą dostała od koleżanki koleżanki jej koleżanki. Wręczyła mi ją ze słowami „masz, zrób coś z tym”. Zrobiłam, zobaczcie!

  • O tym, jak płaszcz rozmiaru McCarthy wyszczuplał do rozmiaru Bullock

    Pozostając jeszcze w zimowych klimatach, pokażę Wam metamorfozę starego płaszcza mojej mamy. Ciepły, bo wełniany, w dodatku jest zielony! Szkoda, żeby zjadły go mole. Próbowałam przekonać się do niego już kilka razy, ale pomimo dobrych chęci, zawsze lądował na dnie szafy. Ma zaszewki w talii, ale dalej jest na mnie za szeroki. Wystarczyła niewielka zmiana, żeby go optycznie wyszczuplić i żeby odzyskał status pierwszeństwa na mojej liście ulubionych okryć wierzchnich.